Prawo pierwszej nocy

Myślał o niej wiele lat, gdy w podróży długiej był.
Wciąż ją przed oczyma miał, w sercu miłośc do niej krył.
Przez ten okres wyrósł, zmężniał,
Władał mieczem niczym mistrz.
Duszy po stokroć przysięgał,
Że jej nie posiądzie nikt!

Na wiejskim targu ich spojrzenia zwarły się.
Długi warkocz zapowiadał dobry dzień.
W pierwszej chwili nie poznała,
Choć zmierzyła go od stóp do głów.
Chwilę potem oniemiała,
Ukochany cały zdrów.

     Łzy spotkały się z rumieńcem,
     Ugrzązł w gardle dziewki głos,
     Kiedy ksiądz im stułą złączył ręce
     W pewną księżycową noc.
     Hej!

Ludzka zawiść znieść nie mogła szczęścia i
Do zarządcy doszedł słuch o ślubie ich.
Przeczekali, aż wypłynie na codzienny połów ryb.
Zaczaili się przy młynie. Chuć zdusiła opór, krzyk!

     Gdy próg domu zmierzch przekroczył,
     Płacz się przeistoczył w ryk.
     Choć działało prawo pierwszej nocy,
     Przy jej ciele wszystkim im
     Poprzysiągł śmierć!

Sługa leżał martwy, pchnięty nożem w pierś.
Jego pan gnił w łożu swym, zdziwiony.
Trzeci też nie zdążył zbiec:
Jego głowa zdobiła płotu żerdź.
Ten, co zdradził, spłonął w męce.
Nie pomogły żony łzy.

Zawiść nie sprostała zemście,
Utonęła w morzu własnej krwi!